Thursday, February 12, 2009

Wiatr zmian


Norwegia to jednak był taki niepozorny moment przełomu, początek zmian. Jakaś energia w tych górach i morzu, jakaś moc... I tak cichutko i niepozornie sprawiła, że coś się zaczęło, podkradło, zaświtało, a potem przewaliło lawiną. I tak ostatni tydzień obfitował w emocje, i te pozytywne i te negatywne, że jeszcze się zastanawiam, że jeszcze łapię oddech, jeszcze wracam do siebie. Praca w poradni, tak długo wyczekiwana, i jeszcze bardziej oczekiwany Filipek, który nareszcie jest z nami :) Zamknięcie rozdziału, który wcale łatwy do zamknięcia nie był - jak na ironię, wraz z ofertą pracy w Tampere i odbiorem swoich rzeczy, przemarzniętych do szpiku kości. Trochę okrutnie, ale teraz jeszcze mocniej wierzę, ze nie należy się martwić na zapas, pewne rzeczy są dla nas przygotowane, trzeba tylko dać im szansę zaistnieć, a nie zablokować. Trzeba tylko uwierzyć. I wierzę, że i ta lekcja nie była bez powodu... Jeszcze jedna możliwość na horyzoncie, nowa fryzura, inny ład domowy. Nowa nadzieja. Dziś trochę smutna zmiana, choć nie do końca - Misiek odchodzi.. będzie mi go brakowało, to przecież półtora roku. Będzie mi brakowało codziennych powitań, żartów, śpiewania i tańców. I rozmów. Ale wiatr wieje. Wiatr zmian. Nie tylko dla mnie. Czas na zmiany. Lawinowe już były, teraz takie spokojne i ciche. Czas na zmiany... Kiedy pojawia się jakaś energia w nas, zmiany odnajdują nas same. A może zmiana pojawia się najpierw w nas, jakaś decyzja, a potem po prostu realizuje się w rzeczywistości... Trzeba dalej w przód i dalej wzwyż.

Tuesday, February 03, 2009

Bardzo daleka północ...

Z racji tego, że te ostatnich kilka miesięcy było dokładnie takich, jak otaczająca nas "zima" - czyli raczej szarych, postanowiłam uciec na chwilkę w poszukiwaniu kolorów, nawet jeśli kolorem ma być wszechogarniająca biel. Za namową mojego kolegi kierunek obrał się sam - Tromso, norweskie miasteczko na bardzo dalekiej północy. Jeszcze za kołem podbiegunowym, jeszcze ogarnięte wszechobecną nocą... jakie piękne metafory własnego życia daje nam natura... Jeszcze wszechobecna noc, ale słońce ma przełamać horyzont za dwa dni, jeszcze ciemno i brakuje słońca, ale już chwile dziennego światła i te różowe, muminkowe chmury na niebie. Właśnie taka chwila przed wschodem słońca. Dla niektórych chwilę po zachodzie... dla mnie odwrotnie, chwila po zachodzie, a tak naprawdę chwila przed wschodem, początkiem. Odwrócona perspektywa...
To może od prawie początku... Pociąg do Warszawy, samolot do Oslo... ilu tu Polaków... Dwie godziny czekania i przesiadka na samolot do Tromso... Samochodem nie zdążyłabym dojechać, jak mówi Ove, to tylko 24 godziny ;) I tu przewaga Polaków... czy to nowy sposób na podbój Europy? Ciche przesiedlenia, i niedługo okaże sie, ze nie dość, że jesteśmy wszędzie, to jeszcze w większości :)
Późnym wieczorem docieram na miejsce. Jejku, jak tu wspaniale! Te góry, morze. Wiem, noc, ale przy tej ilości śniegu, wszystko widać. I zimno nie jest :) Tak jak u nas, albo nawet cieplej :) Oczywiście nie ma mowy, by nie zrobić sobie małej wycieczki po okolicy. Coś mi się wydaje, że Ove będzie miał najgorszy weekend w życiu, zamiast się wyspać i poleniuchować, będzie jeździł i pokazywał okolicę jakiejś Polce, która co prawda mała jest, ale jej oczy jak shrekowe'go kotka potrafią zmiękczyć nawet serce wikinga :D Kolejne dwa dni to zwiedzanie.. nie, nie miasta, muzeum, czy czegoś tam... to wyprawy w górskie rejony, fiordy, morza... Moje oczy nie mogły się nacieszyć tym widokiem... Niestety, nie potrafię już tego przenieść na zdjęcia...ale w sercu widoki zostały wyryte... I zostaną tam na zawsze...
Weekend? Rozmowy, spacery, wycieczki, zdjęcia. Poznałam kilku Norwegów i zakochałam się nie tylko w ich kraju, ale też poczuciu humoru :) wspaniałe! Dawno nie spędziłam całej nocy na pogawędkach, śmiejąc się od ucha do ucha :) Obiecane wyprawy letnie, i tu, do Polski, i tam na białe noce...
Nie ukrywam, że w Norwegii można się zakochać. Choć droga to miłość :)